SAM W MIEŚCIE

 

Co pewien czas na oceanie literatury dziecięcej, pośród wielu ciekawych i starannie wydanych pozycji, pojawia się prawdziwa perełka, która wybija się ponad inne publikacje. To widać od razu – gdy tylko rzucisz okiem na zapowiedź, gdy na stronie wydawnictwa migną pierwsze zdjęcia z okładką, gdy przeczytasz krótkie opisy: zachęcające i intrygujące. Wtedy wiesz, że musisz mieć tę książkę, że powinna ona koniecznie znaleźć się w biblioteczce Twoich dzieci. W końcu zbierasz dla nich takie prawdziwe skarby i cieszysz się, kiedy dany tytuł okazuje się u Was prawdziwym hitem. Tak miałam w przypadku nowości z wydawnictwa Sto Stron. Przeczuwałam, że to będzie właśnie taka perła. Nie pomyliłam się…

Otwieramy paczkę. W środku – Sam w mieście, publikacja uznana przez ,,New York Times” za jedną z najlepszych książek dziecięcych 2019 roku. Błyszcząca, śliska obwoluta przyciąga wzrok, zimowa aura na ilustracji sprawia, że ciasno owijamy się kocami, sięgamy po kubek herbaty i rozpoczynamy lekturę.

Naszej uwadze nie umyka oczywiście czerwona (jak pompon czapki głównego bohatera), twarda okładka z tłoczeniem – piękny detal, który pozwala docenić, jak bardzo przemyślana i starannie wydana jest ta książka. Następnie zapoznajemy się z kolejnymi kadrami, nieco komiksowymi, przepełnionymi dynamizmem. Niemal słyszymy zgiełk miasta. Małe okienka i całostronicowe ilustracje przeplatają się i wciągają czytelnika coraz bardziej w siatkę ulic i siatkę słów. Słuchamy narratora. Czy jest nim mały chłopiec? A może to ktoś, kto wcześniej przemierzał tę samą drogę i teraz służy dobrą radą? Wir, pęd, tłum, niebezpieczeństwo, hałas, miejsca bardziej przyjazne, pułapki i właściwe ścieżki. Wszystko to zostało ze sobą zmiksowane i już wcale nie wiemy, czy mowa o zwykłej podróży przez miejską tkankę, czy też o podróży przez… życie? Gdy pojawiają się cenne wskazówki od narratora, a chłopiec skręca w mniej uczęszczane miejsca, ogarniają nas kolejne wątpliwości. Może cały wykład nie jest ani dla chłopca, ani dla nas? Może chodzi o kogoś innego? Kogoś, kto się zagubił? Kogoś, za kim się tęskni? Kogoś, komu trzeba pomóc wrócić do domu, ponieważ bez niego świat nie będzie już taki sam? Chłopiec jest mały, ale dlaczego miałby korzystać na przykład z rady dotyczącej ukrywania się wśród krzewów i między gałęziami drzew? W dodatku widać, że świetnie radzi sobie w mieście. Jest samodzielny i ma ściśle wytyczoną marszrutę. Śnieżyca przybiera na sile, lecz my gnamy zaintrygowani przez końcowe strony, gdzie powinno kryć się rozwiązanie całej zagadki…

Jaki jest finał tej wielowymiarowej opowieści? Oczywiście tego nie zdradzę. Sięgnijcie koniecznie po tę absolutnie fantastycznie wydaną książkę. Zachwyćcie się dynamicznymi, czasami mniej lub bardziej wyrazistymi ilustracjami. Przywodzą nam na myśl filmowe kadry lub wspomniany komiks. Sprawdźcie, kto tak naprawdę podróżuje przez miasto, kto potrzebuje pomocy, jaki cel ma przed sobą mały chłopiec w czapce z czerwonym pomponem. Poczujcie, jak zimowa, śnieżna aura ustępuje przed ciepłem, które wypełnia serce czytelnika pod koniec lektury. Ja osobiście bardzo lubię takie nieoczywiste historie, pozostawiające spore pole do interpretacji. Gorąco polecam!

P.S. Marzą nam się polskie wydania innych książek tego autora: https://www.sydneydraws.ca/

Sam w mieście

Tekst i ilustracje: Sydney Smith

Tłumaczenie: Wojciech Szot

Wydawnictwo: Sto Stron

Liczba stron: 40