MARVIN

 

Zastanawiałam się, jak powinna wyglądać ta recenzja. Marvin to książka, którą trzeba po prostu przeczytać. Nie można jej nikomu dokładnie streścić i zdradzić najważniejszych szczegółów. Inaczej odbierzemy potencjalnemu czytelnikowi całą frajdę. W dodatku pojawia się problem z właściwym zareklamowaniem językowej finezji zaklętej w tej opowieści. Jak bez czytania większych fragmentów zapoznać Was z żonglerką słowną, którą bez najmniejszego wysiłku stosuje autorka, Marta Guśniowska? Historia Marvina to nieustanna zabawa z wyrazami – dosłowne traktowanie pewnych związków frazeologicznych, odkrywanie, jak zmienia się znaczenie konkretnych powiedzeń w zależności od sytuacji.

Stwierdziłam, że najlepiej będzie, gdy opowiem Wam w wielkim skrócie, o czym jest Marvin, i zachęcę do samodzielnego wynajdywania smaczków, które kryją się za każdym zdaniem wypisanym w tej książce. Nie czytałam jeszcze całej historii z moimi chłopcami. Podejmę tę próbę niebawem, choć myślę, że póki co zatrzymają się oni na głównej fabule. Na odkrywanie językowych chwytów przyjdzie jeszcze czas.

Najpierw – maleńka próbka tekstu na zachętę:

„Postanowiłem zasięgnąć Języka.

Język siedział na najwyższej półce w bibliotece. Dinozaury mają krótkie łapki, a zatem trudno mi było dosięgnąć nawet środkowej półki, a co dopiero najwyższej. Zdecydowałem się więc poprosić grzecznie Język, by sam się tu do mnie pofatygował. Niestety: Język okazał się szorstki w obejściu i miał szalenie nieprzyjemną powierzchowność.

– Nie zejdę! – krzyknął obrażony. – Nie zejdę, nie ma mowy!

Tego się, przyznam, nie spodziewałem. (…) Dziś jednak Język wydał mi się obcy…

I do not talk to the strangers! – powiedział Język, po czym zapalił się do tłumaczenia poezji. Woń spalenizny obiegła bibliotekę.”

Marvin to dinozaur. Pewnego dnia dowiaduje się od swojego lekarza, że czeka go wyginięcie. Nasz bohater nie godzi się na taką wersję wydarzeń i gorączkowo rozpoczyna poszukiwania przyjaciela, który podtrzymałby go na duchu. Najpierw spotyka motyla Ulissesa Trzeciego (to moja ulubiona postać w tej książce). Potem do tej dwójki dołącza żółw Finn. Każdy z nich zmaga się z własnymi obawami. Ich życiem rządzi Strach: przed wyginięciem (dinozaur), przed starością (motyl) i przed samotnością (żółw). Wspólnie spędzane chwile i kolejne wydarzenia uświadamiają im jednak, że lekarstwem na powyższy stan ducha jest przyjaźń. To ona pozwala zwalczyć samotność, zapomnieć o nieuchronności przyszłych wydarzeń, łapać szczęśliwe momenty oraz żyć tu i teraz. Radość z obecnej chwili, wspólne doświadczanie przygód – to najlepsze remedium nawet na najgorszy Strach.

Ta optymistyczna książka, mimo dość smutnego wydźwięku przebijającego się spod kolejnych rozdziałów, rozśmiesza i nie pozwala czytelnikowi popadać w zły nastrój. Poważna tematyka została wymieszania z niekiedy absurdalnymi zdarzeniami ubranymi w zgrabną plecionkę ze słów. Wykorzystane związki frazeologiczne, traktowane dosłownie, bawią i wprawiają dorosłego czytelnika w zachwyt nad warsztatem pisarskim i wyobraźnią autorki. Mali odbiorcy mogą z kolei pozostać w warstwie utkanej z głównej fabuły i śledzić kolejne losy trójki przyjaciół. Dla każdego coś miłego. No i te ilustracje, stworzone przez Roberta Romanowicza! Nie sposób im się oprzeć. To one podkręcają komediowy charakter całej opowieści, a gdy trzeba – pomagają wpaść we wskazaną w danym miejscu zadumę. Gorąco polecam to podłużne, pięknie wydane dzieło sztuki językowej i rysunkowej. Wgryźcie się w kolejne fragmenty, po kawałku odkryjcie nowe zastosowanie utartych sformułowań, zaczerpnijcie z historii Marvina łyk optymizmu. Smacznego!

P.S. Recenzja Karmelka stworzonego przez ten sam duet – tu.

Marvin

Tekst: Marta Guśniowska

Ilustracje: Robert Romanowicz

Wydawnictwo: Tashka

Liczba stron: 104