JESZCZE PIĘĆ MINUT

 

Po przeczytaniu książeczki „Jeszcze pięć minut” poczułam się… jak w domu. Autorka musiała chyba obserwować życie na naszym pokładzie. My dorośli bez problemu identyfikujemy się z Tatą Lisem. A chłopcy są jak te dwa małe Liski – wypisz, wymaluj…

Dla dziecka czas to niezwykle tajemnicze pojęcie. Czy pięć minut to długo czy krótko? Czy wyjazd za dwa dni do babci oznacza niemiłosiernie długie oczekiwania, czy też wręcz przeciwnie? Znacie to, drodzy rodzice? Gdy rano śpieszycie się do pracy, szkoły i przedszkola – czasu jest zawsze za mało. A Wasze dzieci mają zwykle na ten temat odmienne zdanie. W pięć minut można przecież wiele zdziałać. I nie zawsze jest to związane z przygotowywaniem się do wyjścia. Marta Altés w zabawny sposób prezentuje dwa różne punkty widzenia: mierzymy upływający czas okiem Taty Lisa i z rozbawieniem obserwujemy, co z tytułowymi pięcioma minutami potrafią zrobić małe Liski.

Lisek i jego młodszy braciszek uważają, że znają się lepiej na czasie niż Tata. To oni budzą go codziennie rano (ach ta 5:00 na zegarku!). Wiedzą, że to najlepsza pora, aby wstać. Tata prosi o „jeszcze pięć minut” i naiwnie (!) myśli, że to krótko. A przecież w trakcie pięciu minut wiele może się wydarzyć. Można na przykład zrobić w domu małe tornado przy okazji przygotowania śniadania. Zabiegany Tata zawsze „nie ma czasu”. Lecz małe Liski dobrze wiedzą, że jest on w błędzie. Zawsze znajdzie się czas na gonitwy w przedpokoju, na skakanie po kałużach, zabawę z żabami, żonglerkę rzeczami z plecaka czy obserwację ptaków. I nieważne, że właśnie ucieka autobus, na który Tata czekał ze zniecierpliwieniem. A gdy zabawa rozwija się w najlepsze (np. na urodzinach) – Tata Lis zawsze mówi, że „czas już iść”. Kolejny raz wykazuje się nieznajomością tematu. Przecież godzina to „tak krótko”! Dorosły czytelnik z uśmiechem obserwuje codzienną gonitwę Taty Lisa, wieczne spóźnienia i zmagania z „mającymi czas” dziećmi. Można bez problemu stwierdzić: „to zupełnie jak u nas”. Małe Liski w idealny sposób pokazują, czym jest magia dzieciństwa. To zachwyt nad najdrobniejszymi sprawami (np. ślimakami na drodze), czas na wielkie i małe przygody, korzystanie z pokładów niewyczerpanych sił na zabawę. Mnie wzrusza rysunek, na którym Tata z niedowierzaniem zaznacza na ścianie, jak wysoki jest już jego starszy synek. Mojego starszaka rozbawiła natomiast scena z ciasteczkami z piekarnika. Z jednej strony ten „pędzący czas”. Z drugiej natomiast te „ciągnące się w nieskończoność pięć minut”. Końcowa scena nie pozostawi chyba nikogo obojętnym. Tata Lis, mimo tego, że przecież „nie zna się na czasie” – decyduje o tym, kiedy małe Liski muszą iść spać. Okazuje się, że ma w tym przypadku rację, bo czas do łóżka oznacza również czas na bajkę i możliwość przytulenia się do Taty. W takich chwilach każde pięć minut jest na wagę złota.

Polecam Wam gorąco tę pięknie zilustrowaną książkę. To nasze pierwsze spotkanie z twórczością Marty Altés. Jej poczucie humoru i typ kreski zdecydowanie wpisują się w nasze upodobania. Tekstu jest niewiele, ale autorka w zwięzły i żartobliwy sposób potrafi pokazać sedno sprawy. Przypomina mi to nieco styl Lilli L’Arronge (recenzja tu). Mój maluch potrzebował na początku komentarza do niektórych fragmentów, wytłumaczenia humoru sytuacyjnego na danej rozkładówce. Natomiast starszak sam już dostrzegł, na czym polega względność czasu w przypadku Taty Lisa i małych Lisków. Każda ilustracja zawiera mnogość szczegółów do odkrycia. Dzięki temu można wielokrotnie wracać do tej książeczki i wyszukiwać nowe elementy. A każda lektura to dodatkowe pięć minut spędzone razem. Bezcenna sprawa.

P.S. Książka ma twardą lakierowaną oprawę, szyty grzbiet i elegancki papier.

Jeszcze pięć minut

Tekst i ilustracje: Marta Altés

Przekład: Marta Bręgiel-Pant

Wydawnictwo: Tako

Liczba stron: 32